niedziela, 9 sierpnia 2020

LGBT, zalecenia WHO i polskie społeczeństwo

Straszne rzeczy się dzieją w naszej Polsce. Tyle nienawiści wobec siebie nie widziałem już dawno. Jednak chyba najbardziej rozgrzewa temat LGBT - aktywistów, czy przede wszystkim całej karty LGBT +. Już nawet nie mówię o zachowaniu policji rodem momentami przypominającym zachowania ZOMO, czy prewencji z wczesnych lat '90 (chyba niepomnych nawet tego, co stało się w USA, gdy funkcjonariusz doprowadził do śmierci przez klęczenie na szyi).

W każdym razie doszedłem do wniosku, że muszę nieco przyjrzeć się całej tej sprawie karty LGBT+, czy zaleceń WHO w temacie zaleceń edukacji seksualnej dzieci i młodzieży. W Polsce narosło już tyle interpretacji, że głowa boli. A najlepsze (tudzież najgorsze) w tym jest to, że każda ze stron sporu politycznego ma inne zdanie.

Zaznaczę tutaj również, że wcale nie jestem za tym, aby jakakolwiek grupa społeczna miała mieć większe prawa niż inna - czy to kobiety i mężczyźni, czy to osoby hetero- i homo-seksualne, czy też "rodowici" Polacy i Polacy mający obcokrajowców w rodzinie. Każdy jest równy, ale oczywiście w ramach ustanowionego w Polsce prawa.

Co więc możemy wyczytać w zaleceniach WHO? Skupię się na najmłodszej grupie 0-4 lat, bo chyba tu jest największy krzyk. Oczywiście nauczanie masturbacji najmłodszych. Dla chętnych poniżej znajdują się linki do tekstu o tym na dziennik.pl oraz do całości zaleceń (oryginalny tekst z 2010 r.).

Zwolennicy partii rządzącej twierdzą, że jest to dzieło szatana, że nie pozwolą, aby nasze dzieci były deprawowane, by uczono ich taki bezeceństw. Prawda jest przecież jednak taka, że każde dziecko od najmłodszych lat dotyka swojego ciała, bada je. Dotyczy to również narządów płciowych. Nawet psychologowie dziecięcy uczulają, aby nie zabraniać dziecku się dotykać, bo uznaje ono to jako coś zakazanego, a każdego (tym bardziej dziecko) zakazane bardziej pociąga. Nie chcę tu oczywiście powiedzieć, że należy pozwolić dziecku na wszelkie "zabawy" z samym sobą, ale umiar w zabranianiu lub jakiś sposób odciągania uwagi od tego byłby chyba najlepszy.

Jeżeli dziecko więc z natury samo się dotyka to czemu mamy tej naturze stawać w kontrze? O tym właśnie mówią zalecenia.  Nie mówią wcale o zalecaniu czy nauce dotykania siebie w celu osiągnięcia przyjemności. Mówią o informowaniu o przyjemności z dotykania własnego ciała, informowaniu o wczesnodziecięcej masturbacji, informowaniu o odkrywaniu własnego ciała, w tym genitaliów. I przede wszystkim - w dokumencie jest mowa o dostosowaniu przekazu do wieku odbiorcy. Przecież normalnym jest, że nikt nie usiądzie przed dzieckiem i nie będzie demonstrował masturbacji. Interesowność dzieci zaczyna się jednak już w najwcześniejszym wieku. Czy mamy ich nauczać, gdy zaczną zadawać pytania, że dotykanie siebie prowadzi do ślepoty? Przecież to są metody średniowieczne. Należy więc je edukować. I tak jak napisałem wcześniej - wszystko musi być dostosowane do wieku.

We wstępie do dokumentu napisano, że powstał on jako odpowiedź m.in. na pojawienie i rozprzestrzenianie się wirusa HIV, narastające problemy związane z wykorzystywaniem seksualnym dzieci i młodzieży, oraz na zmianę podejścia do zagadnień dotyczących zachowań seksualnych młodych osób. Wielu lekarzy już teraz alarmuje o ogromie chorób typu kiła czy rzeżączka wśród nastolatków, urazów odbytu, czy młodocianych ciążach. Czy tego właśnie faktycznie chcemy? Jeśli nie zaczniemy rozmawiać z dziećmi i młodzieżą, ucząc ich dobrych rzeczy, to problem będzie się pogłębiał. Kiedyś nie było internetu, młody człowiek wiele dowiadywał się pokątnie, owszem, ale nie było takiej łatwości w dostępie do treści pornograficznych. A i to porno było jakieś "przyjemniejsze". Obecnie dla młodzieży zachowania ostrego porno są najwidoczniej normalnością, a młode dziewczyny, dla utrzymania chłopaka przy sobie, najwidoczniej spełnią każde ich zachcianki.

A dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że nie rozmawiamy z młodzieżą. Dlatego, że rodzicom zazwyczaj jest niezręcznie o tym rozmawiać. A przecież ważnym tematem rozmów jest nie tylko temat seksu, ale również pedofilii, tak bardzo się szerzącej. Dlaczego więc psychologowie, czy seksuolodzy nie mają z nimi rozmawiać o tym w szkole? PiS powołuje się na istnienie w szkole przygotowania do życia w rodzinie. Tylko czy to jest aktualne nauczanie przystosowane do potrzeb młodzieży? Z mojego punktu widzenia jest to nauczanie na poziomie nauczania przedmałżeńskiego prowadzonego na parafiach przed ślubem. Nie mówię, że nie jest to potrzebne, ale zdecydowanie jest niewystarczające.

Na koniec pytanie - po co PiS tak straszy tym właśnie tematem? Czy nie po to, aby sztucznie wzbudzać w społeczeństwie niepokój, dzięki czemu mogą pokazać, że przecież walczą z "zarazą"? Jakoś nigdy nie usłyszałem z ust żadnego polityka opcji rządzącej głębszej analizy zaleceń WHO. Czy na tym polega informowanie? A może to raczej dezinformacja? I równie ważne - czy mogę komuś zabronić być tym kim chce, jeśli nie obraża mnie?

Najpierw się zapoznajcie z tematem zanim zaczniecie wyrażać swoje zdania oparte na wypowiedziach polityków którejkolwiek ze stron.

---------------

linki, o których wspomniałem wcześniej:

WHO Regional Office for Europe and BZgA - Standards for Sexuality Education in Europe (niestety wersja angielska)

Masturbacja czterolatków? Oto co zawiera dokument WHO, który budzi w Polsce takie kontrowersje [PRZECZYTAJ]